Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/501

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

remu powoli wracał dobry humor — nawet sądzę, że jestem na najlepszej drodze do odkrycia...
— Nowej części świata? zapytała hrabina.
— Nie nie — rzekł król — część świata, toby było za wiele ambicji, tembardziej, że mam już dość jednego królestwa. Chciałbym odkryć wyspę jaką, cichy zakątek, górę jaką zaczarowaną i na niej pałac, w którym pewna dama byłaby Armidą, a przeróżne potwory broniłyby wejścia...
— Najjaśniejszy Panie — rzekła hrabina, podając królowi nowość w owym czasie: wino szampańskie mrożone, oto woda zaczerpnięta z rzeki Lety.
— Z rzeki Lety, hrabino! jesteś pewną tego?
— Mój biedny Jan dostarczył mi jej z piekieł, gdzie był już jedną nogą.
— Hrabino rzekł król, podnosząc szklankę — piję za szczęśliwe jego zmartwychwstanie; tylko ani słówka o polityce, bardzo proszę.
— Jeżeli tak, to nie wiem, o czem mówić; możeby zatem Wasza Królewska Mość raczyła nam co opwiedzieć, bo tak pięknie opowiada...
— Powiem wam wiersze.
— Wiersze? — zawołała pani Dubarry.
— Tak, wiersze.... Cóż w tem dziwnego?
— Wasza Królewska Mość nienawidzi ich.
— Tak, bo na sto tysięcy utworów rymowanych, dziewięćdziesiąt z pewnością jest zwróconych przeciw mnie...
— Czy te wiersze, które Wasza Królewska