Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/485

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Kiedyż to?
— Jutro o jedenastej z rana będzie miała zaszczyt być przezemnie przyjętą na sekretnem posłuchaniu; i jednocześnie, jeżeli to nie będzie zbyt niedyskretnem, zażąda od króla oznaczenia dnia, a król oznaczy najbliższy jaki można, czy nie tak, panie Francjo?
Król począł się śmiać, niezbyt jednak szczerze.
— Zapewne, zapewne — powiedział, całując hrabinę w rękę.
Naraz, jakgdyby coś sobie przypomniał:
— Jutro, o jedenastej — zawołał.
— W czasie śniadania...
— To niemożebne, moja droga.
— Jakto! niemożebne?
— Nie będę tu na śniadaniu, powracam dziś wieczorem.
— A to co znowu? — powiedziała pani Dubarry, czując zimno przenikające aż do serca. — Odjeżdżasz, Najjaśniejszy Panie?
— Muszę, droga hrabino, wyznaczyłem tę godzinę panu de Sartines dla bardzo pilnej pracy.
— Wola Twoja, Najjaśniejszy Panie; ale zjesz kolację chociaż, mam nadzieję...
— O! tak, być może... jestem dziś głodny, będę na kolacji.
— Każ podawać, Chon — powiedziała hrabina, dając jej znak mający widoczną łączność z umówionym z góry planem.