Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/446

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— I mów jeszcze, hrabino, że cię fortuna opuściła! — zawołał kanclerz.
— Przeciwnie, Opatrzność działa za ciebie!
Następnie zwrócił się do woźnego i, nie pozwalając hrabinie ochłonąć z wrażenia: — „proś“ — zawołał.
Woźny oddalił się, a po chwili wrócił, poprzedzając naszego znajomego, Jana Dubarry, który wszedł wyprostowany z ręką na temblaku.
Po zwykłym ukłonie, kiedy hrabina niepewna i drżąca usiłowała powstać, ażeby odejść, kanclerz skinął jej lekko głową, na znak, że posłuchanie skończone.
— Przepraszam, ekscelencjo — odezwał się wicehrabia, — przepraszam panią, nie przeszkadzam, pozostań pani, jeżeli ekscelencja niema nic przeciw temu; mam tylko parę słów do powiedzenia.
Hrabina, nie dając się prosić, usiadła; serce jej biło i rozpływało się z radości.
— Może będę przeszkadzała — wyjąkała nieśmiało.
— O! wcale nie. Dwa słowa mam do powiedzenia ekscelencji, tyle tylko, ażeby zanieść skargę.
— Skargę! — zawołał kanclerz.
— Zamordowany jestem, ekscelencjo; zamordowany! nie mogę darować takich rzeczy, pojmuje pan. Niech poniewierają nami, niech żartują z nas w śpiewkach, niech czernią, wszystko to