Przejdź do zawartości

Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/288

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Zatem nic od wczoraj nie jadłeś?
— Oprócz paru kęsów chleba, jakie miałem przy sobie.
— Biedne dziecko, dlaczego nie poprosiłeś kogokolwiek o posiłek?
Gilbert zarumienił się i uśmiechnął.
— Za dumny jestem na to, proszę pani.
— Bardzo piękną jest szlachetna duma, ale gdy się umiera z głodu...
— Lepiej umrzeć, niż się poniżyć...
Młoda dama spojrzała z uwielbieniem na młodego chłopaka.
— Kto jesteś, mój przyjacielu, że w ten sposób przemawiasz?
— Sierotą jestem.
— Nazywasz się?
— Gilbert.
— Gilbert — a dalej co?
— Nic a nic...
— A! a! — zawołała młoda kobieta, coraz bardziej zdziwiona.
Gilbert wywarł na niej wrażenie; zrozumiał to i był zadowolony, że z powodzeniem pozował na Jana Jakóba Rousseau.
— Za młodyś, mój przyjacielu, na takie dalekie wycieczki — zaczęła znowu dama.
— Zostawiono mnie samego w starym, opuszczonym przez właściceli zamku. Poszedłem za ich przykładem, opuściłem go również.
— W jakim celu?