Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/1839

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Wtem drzwi się otworzyły, służąca wprowadziła doktora, który odrazu odgadł, co się dzieje.
— Pani — rzekł nakazującym głosem, — uspokój się, nic temu nie poradzisz a przybliżasz tylko moment stanowczy. Ty — rzekł, zwracając się do służącej — przygotuj wszystko to, o czem mówiłem przez drogę. Panie Filipie, bądźże rozsądniejszym od siostry, pomóż mi uspokoić panią.
Andrea, zawstydzona, zerwała się z miejsca, Filip posadził ją na fotelu.
Chora zaczerwieniła się gwałtownie, wszystkie fibry drgały, ręce załamała; okrzyk bólu wydarł się z jej piersi.
— Ten gniew i wzruszenie przyśpieszyły rozwiązanie — rzekł doktór — panie de Taverney odejdź do swego pokoju i... odwagi.
Filip, ze łzami w oczach, zbliżył się do siostry, która objęła go rękoma za szyję; ściskała go z sił całych, przyłożyła usta do jego twarzy i szepnęła:
— Żegnam cię!... żegnam!... żegnam!...
— Doktorze — krzyknął Filip z rozpaczą, — słyszałeś?
Louis rozłączył przemocą dwoje nieszczęśliwych, posadził Andreę na fotelu, wyprowadził Filipa do drugiego pokoju i zamknął za nim drzwi na klucz.
Spuścił rolety, firanki, pozamykał drzwi.
W pokoju został doktór, kobieta i Bóg, czuwający nad wszystkiem.