Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/1788

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Przy ulicy Saint-Claude.
— Biegnę do niego.
— Ostrożnie z nim, moje dziecko, to człowiek potężny i... niebezpieczny.
— Nie bój się pan, umiem trzymać swój język na wodzy.
— Prędzej, prędzej, uciekaj na górę! — krzyknął Rousseau — zdaje mi się, że pani Teresa wraca, chowaj się!
— Gdzie klucz od góry?
— W kuchni, na półce, — Dowidzenia więc, dowidzenia!
— Weź sobie chleba z kredensu, przygotuję ci robotę na noc.
— Dziękuję!
Gilbert wyśliznął się cicho, jak kot i zanim pani Teresa otworzyła drzwi od kuchni, ogrodniczek był już na poddaszu.
Gilbert uspokoił się trochę, miał w sercu świeżego gościa — nadzieję — a w głowie mnóstwo projektów.
Nie odpoczął ani chwili, tak pilno mu było wyszukać hrabiego Balsamo.
Gdy wchodził w podwórze pałacu, Balsamo odprowadzał do drzwi księcia de Rohan który serdecznie dziękował alchemikowi za jakąś grzeczność. Biedny Gilbert — przerażony i drżący, schował się w najciemniejszy kątek, aby go ten wielki pan nie spostrzegł.