Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/1715

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

I o coby mnie oskarżała — myślał sobie — czy o skutki, czy o występek?...
Niczem od trzech tygodni nie dała mi uczuć wymówki, nic mi nie wskazało, aby mnie niecierpiała lub aby unikała mnie bardziej niżeli przedtem.
Jeśli nie wie o fakcie, dlaczegóżby skutek miała mnie, a nie komu innemu, przypisywać. Widziałem wszak na własne oczy króla w pokoju panny Andrei. Oświadczę to jej bratu i uwierzy mi pomimo wszelkich zaprzeczeń Jego Królewskiej Mości... Tak, ale to właśnie będzie bardzo niebezpieczne położenie. Król ma za wiele sposobów, aby dowieść swej niewinności, a zmiażdży mnie w każdym razie. Pominąwszy jednak króla, którego nie wolno oskarżać, bez narażenia się na śmierć lub dożywotnie więzienie, czyż nie mam owego nieznajomego, do którego tej samej nocy panna Andrea zeszła do ogrodu? Jak się on obroni, jak go poznają, jak go odnajdą zresztą gdyby się nawet domyślili?... To musi być zwykły sobie człowiek, z którym śmiało równać się mogę? Z pewnością nie pomyślano nawet o mnie. Jeden Bóg mnie tylko widział, mówił, uśmiechając się z goryczą. A ten Bóg, który tyle razy widział moje łzy i rozpacz moją, dlaczegóżby miał wywierać gniew swój na mnie w jedynym wypadku, w którym mi szczęśliwym być dozwolił?...
— Zresztą, jeżeli jesteśmy występni, Jego to wina — nie nasza. Pan Voltaire dowodzi, że cuda wcale nie istnieją. Mogę więc być spokojny i bez-