Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/1708

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

i Gilbert, obdarzony umysłem niezmiernie trzeźwym, zmienił też punkt swego widzenia.
Czuł smutek przejmujący, głęboki. Nie mógł patrzeć bez bólu na więdnącą urodę i podupadające zdrowie swej pani. Doznawał jednak pewnego zadowolenia, że mógł litować się nad kobietą tak dumną i nieprzystępną, ze płacił jej współczuciem za wzgardę, jakiej od niej doznawał.
Ale to nie tłumaczy wcale Gilberta. Brudnej pychy nic nie usprawiedliwia. A on tylko z punktu swej pychy oceniał położenie. Ile razy ujrzał pannę de Taverney bladą, cierpiącą, pochyloną, jak cień przesuwającą się przed jego oczami, mimowoli czuł ściśnienie serca, krew uderzała mu do głowy, łzy cisnęły się do oczu, i drżącą, zaciśniętą konwulsyjnie rękę cisnął wtedy do piersi, jakby chciał zagłuszyć sumienie.
— Ja ją zgubiłem! — szeptał.
I popatrzywszy błędnym wzrokiem, uciekał, jakby ścigały jej jękiem i westchnieniami. I odczuwał wtedy tak szaloną rozpacz, że jej nikt zrozumieć nie może.
Byłby chętnie oddał życie, gdyby mu wolno było upaść do nóg Andrei, ująć jej rękę, pocieszyć i przywołać do życia w chwili, gdy zemdlała. Jego bezsilność była mu tak straszną karą i torturą, że nic na świecie nie jest w stanie jej dorównać.
Już od trzech dni żył w ciągłych takich torturach.
Pierwszy spostrzegł zmianę, jaka dokonywała