Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/1697

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Panno Andreo, błagam cię, przerwij to udawanie.
— Udawanie?! — zawołała baronówna.
— Hipokryzję, jeżeli pani wolisz.
— Ależ pan mnie obrażasz!
— Powiedz pani, że cię przejrzałem.
— Panie!
— I Andrea żywo powstała, ale doktór zmusił ją delikatnie do pozostania na swem miejscu.
— Nie, nie, moje dziecko, ja cię nie obrażam, ja cię chcę przekonać, ja cię chcę ocalić! zatem ani niechętne spojrzenia, ani udane oburzenie nie zmienią mego postanowienia.
— Ale co pan chcesz, czego pan żądasz ode mnie, na litość Boga?
— Przyznaj się pani, albo, na honor, dasz mi najgorsze o sobie wyobrażenie.
— Panie, niema w tej chwili brata, aby stanął w mej obronie, a pan mi ubliżasz; mówię panu najszczerzej, że nic a nic nie rozumiem i proszę, wytłumacz mi pan jasno i wyraźnie co to za choroba...
— Ostatni raz pytam się pani, czy chcesz oszczędzić mi konieczności wywołania na twarzy twej rumieńców?
— Nie rozumiem, nie rozumiem, nie rozumiem — powtórzyła trzykrotnie Andrea, patrząc błyszczącym, nieufnym i prawie groźnym wzrokiem na doktora.
— Lecz ja panią rozumiem: spodziewasz się ukryć stan swój przed światem i przede mną nawet;