Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/1672

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Coś dziwnego z tobą się dzieje — zawołał Filip.
— Nie, nie, nie zważaj na to; patrz, już dobrze i jeśli chcesz, pójdziemy się przejść razem, a w dziesięć minut będę uleczoną.
— Myślę, że ty się łudzisz, Andreo!
— Nie, mój drogi, przy tobie powróciłoby mi zdrowie, nawet gdybym była konająca. Czy chcesz, ażebyśmy się przeszli?
— Zaraz, zaraz, siostrzyczko, jeszcze nie jestem uspokojony zupełnie, spocznij jeszcze chwilkę, kochanko.
— Niechże i tak będzie — rzekła, osuwając się na sofę i pociągając za sobą Filipa, którego trzymała za rękę.
— A skądże — zapytała — znalazłeś się tutaj tak nagle i bez uprzedzenia nas?
— To ty mi powiedz, Andreo, dlaczego przestałaś pisywać do mnie?
— Masz rację, ale to od kilku dni dopiero.
— Od dwóch tygodni blisko.
Andrea zwiesiła głowę.
— No a co, niedobra siostrzyczko? — powiedział ze słodką wymówką Filip.
— Nic, nic, to tylko choroba Filipie. Tak jest, masz rację, choroba moja datuje się od chwili, gdy przestałam pisywać do ciebie. Od tego dnia, to co mi było najmilszem, stało się obojętnem i męczącem.
— Ale z tem wszystkiem, ucieszyło mnie przy-