Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/1669

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

i ręką z trudnością wzniesioną, wskazywała flakonik z solami na oknie.
Filip poskoczył, otworzył pośpiesznie okno i podsunął flakon do nosa młodej dziewczyny.
— Dobrze... dobrze... — mówiła, wciągając z głębokiem westchnieniem orzeźwiającą woń i powietrze, otóż i zmartwychwstałam; no, Filipie, czy sądzisz, żem bardzo chora?.. powiedz otwarcie...
Nie myślał nawet o odpowiedzi, zapatrzony z niepokojem w Andreę.
Baronówna przyszła potrochu do siebie, uniosła się na sofie, ujęła w drżące swe ręce, rękę Filipa, twarzyczka jej zaróżowiła się lekko, a oczy wyrażały taką słodycz nadziemską, że wydała się piękną jak nigdy.
— Chwała Bogu! już po wszystkiem — zawołała — zaręczam ci, że gdyby nie silne wzruszenie wskutek niespodzianki, jakąś mi zrobił, nie byłabym zemdlała znowu, ale ujrzawszy cię tak nagle, niespodzianie, ciebie, którego tak kocham, ciebie, który jesteś mi wszystkiem w życiu... ach! to musiałoby mnie wzruszyć, nawet gdybym była najzdrowszą!...
— Wszystko to cieszy mnie i zachwyca, moja Andreo, ale na serjo, proszę, powiedz mi, co jest powodem twej choroby, czemu ją przypisujesz?
— Alboż ja wiem, mój drogi? może powracającej wiośnie, tej porze kwiatów i woni, wiesz jak jestem nerwową; wczoraj już zapach bzów tak mnie odurzył, że zemdlałam; te pyszne kiście, zakwitające za pierwszym powiewiem wiosny, wydają tak