Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/1640

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Widzę, że bawisz się ze mną w głupią komedję; niepotrzebne to udawanie.
— Co ja mam udawać, mój Boże!...
— Przecie ja wiem wszystko, moja córko!
— Wiesz?...
— Wszystko, powtarzam ci.
— Jakto wszystko?...
I twarz Andrei pokryła się purpurą, bo przeczuła instynktownie jakieś niskie podejrzenia, skierowane przeciw niej, chociaż sumienie nic jej nie wyrzucało.
Szacunek ojca względem dziecka powstrzymał Taverney’a w natarczywych badaniach.
— Niech więc i tak będzie, kiedy ci się tak koniecznie podoba; chcesz udawać wielce skromną, tajemniczą, jak widzę!... Pozwalasz, aby ojciec i brat pozostawali w cieniach zapomnienia, dobrze; ale pamiętaj moje słowa: jeżeli od początku nie zawładniesz, nie weźmiesz góry, to nigdy do tego nie dojdziesz...
I Taverney wykręcił się na pięcie.
— Nic a nic nie rozumiem cię, ojcze.
— A ja się doskonale rozumiem.
— To nie wystarcza, skoro się mówi we dwoje.
— A więc będę jaśniejszym: użyj całej dyplomacji, jaką jesteś obdarzona od natury, gdyż jest to cechą naszej rodziny, ażeby przy sposobności jaka się nadarza, zapewnić rodzinie i sobie fortunę. Jak tylko zobaczysz króla, powiedz mu, że brat twój oczekuje nominacji, że usychasz w ciasnem