Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/158

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Gdy raz zrzucę z siebie wstyd wszelki, strzeż się wtedy, Gilbercie, bo będziesz miał sobie do wyrzucenia nietylko nieszczęścia, jakie stąd dla ciebie wynikną, ale i te, jakie spadną na innych.
— Ho! ho! — odrzekł Gilbert — widzę, żeś teraz porządnie zhardziała Nicolino i przekonany jestem, że...
— Że co?
— Że gdybym chciał się teraz ożenić z tobą...
— To co?
— Tobyś mi odmówiła.
Nicolina zamyśliła się; potem z zaciśniętemi pięściami, zgrzytając zębami, wyrzekła: \
— Zdaje mi się, że masz słuszność, Gilbercie; zdaje mi się, że zaczynam wdrapywać się na tę górę, o której mi mówiłeś; zdaje mi się, że i ja mam jakieś wyższe przeznaczenie, że za mało dla mnie byłoby zostać żoną uczonego lub filozofa. Teraz idź, Gilbercie, na swą drabinę, a nie skręć karku, chociaż zaczynam przypuszczać, że byłoby to wielkiem szczęściem dla innych, a może i dla ciebie.
I młoda dziewczyna, obróciwszy się tyłem do Gilberta, zaczęła się rozbierać, jakby go wcale nie było.
Gilbert pozostał przez chwilę nieruchomy, niezdecydowany, bo podniecona zarówno poezją gniewu, jak i ogniem zazdrości, Nicolina wyglądała zachwycająco.