Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/154

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

sza nędza i poniżenie czynią nas rodzeństwem — kochajmy się więc Nicolino, jakbyśmy byli nimi rzeczywiście. Zresztą, gdybyśmy nimi naprawdę byli, społeczeństwo zabroniłoby nam kochać się tak, jak chcę, ażebyś mnie kochała“. Wtedy mnie pocałowałeś.
— Być może.
— Czy myślałeś tak, jak mówiłeś?
— Zapewne. Zawsze się myśli, co się mówi w danej chwili.
— A dziś?
— Dziś, jestem starszy o pięć miesięcy, poznałem rzeczy, o których nie wiedziałem i odgaduję inne, których jeszcze nie znam. Dzisiaj myślę inaczej.
— Jesteś więc fałszywym, kłamcą, obłudnikiem zawołała Nicolina unosząc się.
— Nie większym, niż podróżny, którego pytają w głębi doliny, co myśli o krajobrazie, i któremu to samo pytanie zadają, gdy wszedł na szczyt góry, która mu zasłaniała widnokrąg.
— Więc się ze mną nie ożenisz?
— Nigdy ci nie powiedziałem, że się z tobą ożenię odrzekł Gilbert z pogardą.
— Ho! ho! zawołała dziewczyna zrozpaczona — zdaje mi się, że Nicolina Legay warta jest Sebastjana Gilberta.
— Wszyscy ludzie są sobie równi — rzekł Gilbert — tylko natura lub wykształcenie dają im