Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/1437

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Naturalnie, że cię widziano i że doniesiono mi o tem.
— To niemożebne, Mości książę, żywy duch mnie nie widział...
— To kompromituje twoją panią, kochana panno Nicolino, a ja, wiedz o tem raz na zawsze, jestem większym przyjacielem Taverney’ów, niż Legay’ów i zdaje mi się, iż będę zmuszony uwiadomić barona...
— Mości książę, nie gub mnie! wypędzą mnie w takim razie natychmiast...
— Bardzo być może, moje dziecko, gdyż wie już o tem i pani de Noailles także.
— Wielki Boże!
— A z panią de Noailles to nie żarty!...
Nicolina załamała ręce z przerażeniem.
— Nieszczęście doprawdy — rzekł Richelieu — i co ty poczniesz teraz?
— Alboż ja wiem; liczę, że książę mi coś dopomoże — odparła z filuterną miną.
— Coprawda, może mógłbym!...
— Zatem...
— Nie chcę.
— Miejże pan litość nade mną.
— Że jesteś śliczna, wiem o tem, że piękne twoje oczy, obiecują bardzo wiele, Tb prawda, ale cóż, ja już za stary aby tę mowę rozumieć. Przed dwudziestu, ech! przed dziesięciu jeszcze laty, ukryłbym cię w moim pałacu i basta — ale dzisiaj wyśmianoby się ze mnie.