Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/1404

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

jakiś ostrzega mnie przed niebezpieczeństwem i szepcze mi do ucha: „Miej się na baczności, moje dziecko!“
— Obawiasz się bez powodu, siostrzyczko. Mów, jakież przeczuwasz nieszczęście?
Wzruszony kapitan uścisnął serdecznie jedyną swą przyjaciółkę.
— Nic ci więcej powiedzieć nie umiem; zdaje mi się, że przepaść jakaś stoi otworem przede mną, że jej uniknąć nie potrafię, że wpadnę w nią niezadługo. Gdybyś ty był przy mnie...
— Dziecko drogie — odezwał się, coraz więcej zaniepokojony, Filip — nie tracisz mnie na zawsze, wszak będę nie tak daleko, a na każde skinienie twoje przybędę natychmiast, rzucę wszystko bez wahania dla mojej Andrei.
Baronówna zatrzymała się.
— Dlaczegóż takim smutnym mówisz głosem? jeżeliś pewny, iż niepokój mój wypływa tylko z rozdrażnienia, ty człowiek bez przywidzeń, ty, mężczyzna pełen sił, czemuś tak smutny i wzruszony?
— Łatwo to odgadnąć — odparł Filip, zmuszając się do uśmiechu — wszak oprócz związku krwi, duszą i sercem jesteśmy sobie tak bliscy. Rozkaz wyższy zmusza mnie do opuszczenia cię na czas dłuższy, smutno mi więc i tęskno, nie przeczuwam atoli nic złego, nie powiadam: „żegnam cię“, ale „dowidzenia“ jedynie.
Andrea łkała spazmatycznie.