Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/1320

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— I cóż?
— Otóż, doktorze, widziałem łudzi, którym ścięto głowy, i cóż powiesz na to, podnosili się bez głowy i padali dopiero o 10 kroków dalej. Zbierałem głowy, spadające z mannaja; na oko wydawały się nieczułe, jak trupy, a jednak, gdy szepnąłem im do ucha ich nazwisko, oczy tych głów otwierały się szeroko. Skąd to pochodzi?
— Odruch nerwowy, nic innego!
— Czyż nerwy nie są organami czucia?
— Co z tego wnosisz, mistrzu?
— To, że zamiast wyszukania podobnej machiny, ludzie powinni się starać wymyślić inny środek kary, nie śmierć. Naród, który wynajdzie ten środek, będzie najbardziej ucywilizowanem społeczeństwem w świecie.
— Mrzonki!
— Może ma pan słuszność tym razem, czas nas przekona. Lecz chodźmy już do szpitala.
Marat zawinął odciętą głowę w swą chustkę od nosa.
Marzyciel i materjalista wyszli razem.
— Bardzo zręcznie odciąłeś pan tę głowę — rzekł Balsamo do towarzysza — nie wiem co więcej podziwiać, czy zręczność, czy zimną krew? Czy żywi więcej budzą w tobie litości... źle się wyrażam, czy wzruszają cię ich cierpienia więcej, niż trupy?
— Nie, gdyż byłaby to ogromna wada, tak samo, jak wrażliwość byłaby wadą kata. Zabija się przecie człowieka, obcinając mu źle nogę. Dobry