Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/1274

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Przepraszam pana — przerwał starzec — czyśmy się już kiedy widzieli.
— W nocy 31 maja, nie mylisz się, panie Rousseau.
— A! pan jesteś młodym chirurgiem, pan Marat, czy tak?
— Tak.
Podali sobie ręce.
Trzeci nie przemówił dotąd, ciągle przyglądał się tłumowi.
Młody lekarz oddalił się pierwszy, z trudnością przeciskając się między publicznością.
Milczący człowiek zwrócił się do starca:
— Pan tu zostaje?
— Cóż robić, zaczekam, jestem za stary, aby przecisnąć się teraz.
— Więc — odrzekł nieznajomy cicho — dziś wieczorem ulica la Plâtrière, panie Rousseau... Nie zawiedź mnie pan.
Filozof zadrżał, jakby ducha ujrzał przed sobą. Twarz jego, tak zwykle blada, pokryła się trupią bladością. Chciał odpowiedzieć.
Nieznajomy znikł.