Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/1271

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Król był zadowolony z mowy kanclerza, nie powinien był nic do niej dodać, nawet tego wymagała etykieta.
Lecz w tej chwili, gdy czuł zwrócone na siebie oczy tylu tysięcy osób, szatan pychy podszepnął mu myśl i... Ludwik XV dał znak ręką, że chce sam zabrać głos.
Na chwilę uwaga powszechna zamieniła się w osłupienie. Głowy opozycji pochyliły się jakby na komendę.
Książęta, parowie, wzruszeni byli niezwykle.
Ci ostatni, pomyśleli jednak, że Jego Królewska Mość nic już dodawać nie powinien do przekonywającej mowy kanclerza. Nawet Richelieu, trzymający się bardzo zdaleka, spojrzał na tajemniczy wyraz twarzy monarchy. Wzrok jego, trochę buntowniczy, napotkał jaśniejące oczy pani Dubarry; wytrawny dworak przeszedł szybko z miny ironicznej do pełnej szacunku. Przesłał pięknej hrabinie uśmiech, pełen powinszowań i galanterji; hrabina jednak znała starego marszałka i nie dała się złapać na słodki uśmiech. Wszystko to, o czem mówimy, trwało zaledwie sekundę. Ludwik XV przemówił:
— Słyszeliście rozkaz mój! Życzę sobie, aby wola moja była skrupulatnie wykonaną; nie zmienię jej nigdy!
Ostatnie słowa wyrzekł głosem zimnym i ostrym, jak stal. Wrażenie było silne. Dreszcz przeszedł zgromadzonych; dreszcz ten udzielając się