Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/1265

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Nie wiesz jeszcze, królu?
— Obrazili księcia d’Aiguillon, to jeszcze nic tak ważnego — rzekł król, patrząc na faworytę — chociaż ów książę należy do naszych przyjaciół. Zresztą zniosłem ów dekret wczoraj, czy przedwczoraj. Skwitowaliśmy się...
— Ależ, panie — przerwała Dubarry — hrabina przyniosła nam coś zupełnie świeżego.
— Znowu? — król zmarszczył brwi.
— Mów, pani, Jego Królewska Mość pozwala.
— Otóż członkowie parlamentu, sędziowie, zawiesili swe czynności, dopóki król nie przystanie na ich żądanie.
— Czy mię słuch myli? To być nie może, hrabino, to pogłoski, nie wierz im, byłaby to rewolucja, bunt...
— Zaręczam Jego Królewskiej Mości...
— Powtarzam, że to bajki.
— Królu, wysłuchaj mnie!...
— Mów, hrabino.
— Mój adwokat oddał mi akta procesu, nie może sprawy bronić, skoro niema sędziów.
— Głupstwo, pogłoski — powtarzał Ludwik XV, chodząc po pokoju.
— Może, królu, uwierzysz prędzej księciu de Richelieu.
— Słowo najświętsze daję, że w mojej obecności oddano księciu papiery jego sprawy.
— Stukają, hrabino — rzekł król rad z przerwy
— To Zamor.