Przejdź do zawartości

Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/1243

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
XCVI
D’AIGUILLON SIĘ ODBIJA

Nazajutrz, po owym fatalnym dniu, Richelieu wybierał się do Wersalu, gdy do gabinetu wszedł Rafté z listem w ręku. Sekretarz obracał list z pewnym niepokojem, który się udzielił i jego panu.
— Co tam znowu? — zapytał marszałek.
— Przypuszczam, że to musi być coś niemiłego. List.
— Dlaczego, koniecznie, wyobrażasz sobie coś złego?
— Bo list pochodzi od księcia d’Aiguillon.
— A, od mego siostrzeńca.
— Tak, marszałku. Przyniósł go woźny z parlamentu. Od dziesięciu minut obracam papier w ręku i jakoś mam złe przeczucia.
— Nie jestem tchórzem, dawaj!..
— Uprzedzam pana, że woźny roześmiał mi się prosto w nos.
— Do djabła! to nieczysta sprawa, no dawajże.
Richelieu złamał pieczątkę.
— O! masz marszałku wcale niewesołą minę rzekł Rafté, obserwujący księcia.
— Czy to możebne!? — szepnął marszałek.