Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/1235

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Zaledwie dokończył, gdy lokaj wpuścił przez drzwi sekretne osobistość szkaradną, czarną i niebezpieczną. Rafté popchnął marszałka do gabinetu, a sam zbliżył się do gościa.
— A, to pan, panie Flageot, zachwycony jestem pańską wizytą.
— Sługa wielmożnego pana. Interes ukończony.
— Wydrukowane?
— Tak, pięć tysięcy egzemplarzy jest już w obiegu, reszta schnie.
— Co za nieszczęście! drogi panie, co to za rozpacz dla całej rodziny pana marszałka.
Flageot aby uniknąć odpowiedzi, zażył tabaki ze srebrnej tabakierki.
— Co teraz robią? — zapytał Rafté.
— Komisja szykuje się do drogi, to jest do pałacu ksiącia d’Aiguillon, który na szczęście, to jest na nieszzęście, chciałem powiedzieć, znajduje się właśnie u siebie w Paryżu. Będą więc mogli wręczyć mu dekret.
Rafté podjął szybko z kanapy ogromny worek aktów prawnych i wręczył go panu Flageot.
— Oto akta, o których panu wspominałem, drogi panie; marszałek ma w panu zaufanie. Dziękujemy panu za usługi w tej nieszczęśliwej sprawie pana d’Aiguillon z wszechmocnym parlamentem Paryża.
I popchnął gościa ku drzwiom, które zamknął zaraz potem starannie.