Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/1225

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Wyjrzała przez okno i zobaczyła masztalerzy, przeprowadzająch konie następczyni tronu. Pfe... masztalerze! Odwróciła głowę z pogardą. Po prawej stronie wszystkie okna były pootwierane, wyglądały z nich panny służące dam honorowych, które zapewne były już również, jak baronówna, w pawilonie królewskim.
— Ech? nie poto tu przyjechałam, żeby się przypatrywać pokojówkom — szepnęła Nicolina.
Naprzeciwko odbywały się próby orkiestry i chóru. Nicolinie w to graj właśnie, uśmiechała się do kapelmistrza i śpiewaków. Ale nie na długo starczyła ta rozrywka; próba się skończyła i pokój naprzeciwko opróżnił się zupełnie. Otrzepując meble i ścierając kurz, spostrzegła u góry małe okienko, które się otwarło jakby samo.
Ktoś jednak być tam musiał i to ktoś dość impertynecki. Nicolina, nie była jednak pewna tego, wychyliła się więc za okno, aby lepiej widzieć, i zobaczyła jakąś głowę, która na jej widok cofnęła się natychmiast. Do licha, to być nie może. Przypuszczała, że się myli, że może to kot jaki tylko?
Ależ, nie, — widzi przecie wyraźnie plecy mieszkańca owej facjatki; plecy, to za mało, a twarzy jak na złość dojrzeć niepodobna.
Nicolina nie łatwo dawała za wygraną, schowała się za firankę i czekała.
Okno zostawiła otwarte, aby nie zwrócić uwagi. Jakiś czas nie widziała nikogo, wreszcie ów ktoś,