Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/1216

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Taverney uśmiechnął się ironicznie.
— Bierz ją sobie.
— Panienko, spiesz się, jedziemy.
Nicolinie nie trzeba było dwa razy powtarzać rozkazu. W pięć minut zapakowała rzeczy i pofrunęła raczej, niż poszła za marszałkiem Ten pożegnał się serdecznie z przyjacielem, który jeszcze raz dziękował mu w imieniu Filipa Taverney. O Andrei nie było już mowy.