Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/1211

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Ładną?
— Piękną, jak Venus.
— Mieszka w Trianon.
— Znasz ją?
— Cały wieczór byłem z nią razem, mówiłem o niej z królem.
— Z królem?... — Taverney zaczerwienił się z radości.
— Z królem, w jego własnej osobie.
— Jego Królewska Mość, mówił o mej córce, o pannie Andrei de Taverney?!...
— Pożera ją oczyma, mój drogi.
— Czy serjo?...
— Martwi cię to, baronie?
— Mnie?... nie... król pochlebia mi, zachwycając się moją córką, ale...
— Ale co?
— Widzisz, król....
— Jest człowiekiem złych obyczajów, chcesz powiedzieć zapewne.
— Niech mnie Bóg strzeże, abym krytykował króla, ma on prawo robić, co mu się podoba.
— Czemu się więc dziwisz?... Może masz pretensję do panny Andrei, że jest za piękną, lub do króla, że się nią zachwyca?
Taverney milczał. Ruszył ramionami i zamyślił się głęboko. Richelieu przenikał go inkwizytorskiem spojrzeniem.
— Pozwól, że wyjawię ci głośno, nad czem myśl twoja pracuje w tej chwili: Sądzisz, że Lud-