Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/1162

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
LXXXVI
KRÓL

Książę d’Aiguillon pozostał sam. Rozumiał doskonale, o czem mu wuj jego mówił, wiedział czego chciała pani Dubarry, a nadewszystko pojął, że mu przyjdzie wkrótce grać niepoślednią rolę.
Marszałek nie był człowiekiem, któryby pozwolił zbyt długo błyszczeć komukolwiek, choćby nawet tym „kimkolwiek“ był jego własny siostrzeniec.
Król przybywał rzeczywiście. Paziowie otworzyli już drzwi wchodowe, a Zamor, ze zwykłym uśmiechem, prosił monarchę o cukierki; co prawda, ta poufałość często dobrze dawała się we znaki biednemu afrykaninowi, bo Ludwik XV, w dowód największej łaski, targał go porządnie za uszy. Król wszedł wprost do chińskiego gabinetu; książę przekonał się, że hrabina słyszała doskonale rozmowę jego z marszałkiem, skoro on słyszy nietylko każde słowo, ale nawet westchnienia osób znajdujących się w sąsiednim pokoju.
Jego królewska mość, zdawał się być niezmiernie znużonym. Atlas był mniej zapewne wyczerpanym po dwunastogodzinnem podpieraniu słoń-