Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/1159

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Ale — mówił dalej Richelieu, — zrobiłem sobie plan znakomity; wiek mój pozbawia mnie możności grania tej roli, a więc mogę się wyręczyć....
— Czy tak?... — rzekł d’Aiguillon.
— Ktoś z moich może pokochać panią Dubarry... Śliczna to przecie, kobieta!... Może ty, mój drogi....
— Ja? — zawołał d’Aiguillon — ależ to szaleństwo, mój wuju.
— Dlaczegóż to ma być szaleństwem? Zamiast podziękować mi za radę, ty w ten sposób się odzywasz?... Poznałeś ją, przyjęła cię uprzejmie i nie zakochałeś się w niej odrazu.... nie zapragnąłeś być przez nią kochanym?... Nie poznaję w tobie krwi mojej.
— Wuju — odrzekł d’Aiguillon — pojmuję że plan twój jest znakomitym, że godzien jest człowieka, tak jak ty, pełnego dowcipu... Istotnie rządziłbyś wtedy jak Choiseul, a ja byłbym ci w tem bardzo pomocny. Zapomniałeś tylko o jednej rzeczy, wuju....
— O czem? — zawołał Richelieu niespokojnie. Czy ci się nie podoba pani Dubarry?... Ależ to być nie może, trzebaby być warjatem....
— Wcale nie o to chodzi, mój wuju — odparł d’Aiguillon, jakgdyby był pewnym, że ani jedno jego słowo nie będzie straconem dla uszu pani Dubarry. — Pani Dubarry, którą dziś widziałem po raz pierwszy, jest cudnie piękną kobietą i mógłbym ją pokochać szalenie....