Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/1088

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Pani Dubarry dała sobie słowo ścigać króla, który ze swej strony zawzięcie ścigał oczama daniela.
Wypadek zrządził jednak inaczej.
Pani Dubarry i Richelieu jechali tedy razem, zamieniając ukłony z osobami, spotykanemi po drodze, gdy wtem oczom ich ukazał się dziwny obraz: powozik jakiś leżał wywrócony czterema kołami do góry. Pojazd pani Dubarry przejeżdżał właśnie około niego.
— Patrzno, książę — odezwała się spokojnie Dubarry.
— Pogruchotany powóz — również spokojnie odpowiedział Richelieu.
— Patrzno, książę, tam ktoś leży na trawie.
— Mam wzrok bardzo słaby, hrabino.
— Ten ktoś kłania się, a zatem widocznie jeszcze żyje.
Richelieu na wszelki wypadek się odkłonił.
— Zdaje mi się, hrabino, że to...
— Kardynał de Rohan? Tak, książę.
— Cóż on tam robi, u licha?
— Zobaczymy — rzekła i zwracając się do stangreta, powiedziała: — Podjedźno do tego powoziku przewróconego.
Stangret skręcił z gościńca i zapuścił się w gęstwinę.
— Na honor! to kardynał! — zawołał Richelieu.
W istocie był to kardynał de Rohan, który,