Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/1082

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— O czem?
— Że w tej chwili, kto tylko umie, w całym Paryżu, układa piosenki na tekst wczorajszy; że gazety szarpać nas muszą bez litości i że jutro będziemy tak oporządzeni, iż sam Choiseul litować się nad nami zacznie.
— Cóż dalej?
— To, że wybieram się do Paryża dla zakupienia szarpi i maści do opatrywania ran naszych. Siostrzyczko, dajno pieniędzy.
— Wiele ci potrzeba?
— Bagatelka: dwieście lub trzysta luidorów.
— Widzisz, książę, już zaczynam ponosić koszty wojny — rzekła Dubarry, zwacając się do Richelieu’go.
— To dopiero początek wyprawy, co dziś posiejesz z tego owoce zbierać będziesz jutro.
Hrabina wzruszyła ramionami, podeszła do biurka, wzięła, nie rachując, garść banknotów i podała je Janowi, który nie rachując, włożył je do kieszeni i westchnął.
Potem wstał, przeciągnął się, postąpił parę kroków i rzekł, wskazując na hrabinę i Richelieu’go:
— Szczęśliwi ludzie!.. pojadą sobie na polowanie, przyglądać się będą pięknym paniom i panom, a ja muszę gnać do Paryża i wchodzić tam w układy ze zgrają gryzipiórków. Jak pies doprawdy, traktowany jestem w tym domu.
— Jak bezczelnie kłamie ten człowiek; z pewnością w Paryżu ani chwili nie poświęci moim in-