Strona:PL Dumas - Hrabina Charny.djvu/640

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
ROZDZIAŁ V.
BIEDNA KATARZYNA.

W pokoju zmieniło się cokolwiek położenie.
Królewna nie mogła znieść zmęczenia; pani Elżbieta więc i pani de Tourzel położyły ją na łóżku obok brata.
Usnęła.
Pani Elżbieta została przy łóżku z głową o jeden z kantów opartą.
Królowa, pełna gniewu, stała przy kominku i patrzyła zkolei to na króla, który siedział na pace jakiejś, to na czterech oficerów przy drzwiach rozmawiających.
Osiemdziesięcioletnia kobieta, jak przed ołtarzem, klęczała przed łóżkiem, na którem dwoje dzieci spało. Była to babka prokuratora gminy, która uderzona pięknością dzieci, i imponującą postawą królowej, upadła na kolana i płacząc, modliła się.
Jakąż to modlitwę zasyłała do Boga? Czy żeby tym dwom aniołom przebaczył, czy żeby te anioły ludziom przebaczyły?
Pan Sausse i członkowie municypalni oddalili się, obiecując królowi, że konie będą zaprzężone.
Ale spojrzenie królowej twierdziło, że nie wierzyła w tę obietnicę; dlatego pan de Choiseul powiedział do pana de Damas, do pana Floirac i Foucq, którzy z nim byli, jak również do dwóch oficerów:
— Panowie, nie zważajmy na powierzchowny spokój króla i królowej; sprawa nie jest rozpaczliwą, ale rozpatrzmy ją, jaką jest.
Oficerowie dali znak, że gotowi są słuchać.