Strona:PL Dumas - Hrabina Charny.djvu/624

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Członkowie municypalności, zamknięci u pana de Damas, wyszli z łatwością, drzwi wyważywszy; podniecali naród i gwardję narodową zbierającą się daleko chętniej i gorliwiej od dragonów.
Za każdem poruszeniem swojem, pan de Damas widział, że wzięty był na cel przez kilka karabinów.
Widział zafrasowanych żołnierzy, przebiegając szeregi, chciał ożywić poświęcenie dla króla, ale żołnierze spuszczali głowy. Jakkolwiek nie wszyscy się jeszcze zebrali, sądził, że wielki czas już jechać; wydał rozkaz wymarszu, ale nikt się nie ruszył. Tymczasem oficerowie miejscy wołali:
— Dragoni! wasi oficerowie są zdrajcy! wiodą was na rzeź. Dragoni są patrjoci!.. Niech żyją dragoni!
Do ludu i gwardji narodowej wołali;
— Niech żyje naród!
Pan de Damas głośniej rozkaz swój powtórzył, ale, odwróciwszy się ujrzał, jak dragoni z drugiego szeregu zeskoczyli z koni i bratali się z ludem.
Odtąd pojął, że niczego po ludziach swych spodziewać się nie może.
Zebrał koło siebie oficerów w mgnieniu oka:
— Panowie — rzekł — żołnierze zdradzają króla... Odwołuje się do szlachty: kto mnie kocha, za mną! Do Varennes!
I zagłębiając ostrogi w boku konia, rzucił się w tłum; za nim pan de Floirac i trzej inni oficerowie, a raczej podoficerowie.
Kilku wiernych dragonów poszło w ślady pana de Damas. Kilka kul świsnęło za uciekającymi, ale bez skutku.
Takim to sposobem pan de Damas i jego dragoni nie znaleźli się w obronie króla, kiedy król, zatrzymany przy wieży w Varennes, musiał się udać do domu prokuratora gminy, pana Sausse.