Pani de Tourzel, której obecność na korytarzu o tej porze nadzwyczajna nie była, obeszła wkoło apartament pana do Villequier.
Czekano bez najmniejszego poruszenia, każdy wstrzymał oddech.
Im większa była cisza, tem łatwiej rozpoznano, że w korytarzu było kilka osób.
Pani de Tourzel wróciła; poznała pana de Gouvion i kilku oficerów w mundurach.
Niepodobna było wyjść drzwiami tego mieszkania, gdyby innego wyjścia nie miało.
Ciemność panowała dokoła.
Pani Elżbieta poszła ze zgaszoną świecą i zapaliła ją u lampki nocnej, która stała w pokoju królewny.
Następnie garstka uciekających poczęła szukać innego wyjścia.
Stracono kwadrans czasu, aż nareszcie jakieś schodki zdawały się prowadzić do opuszczonego pokoju w antresoli. Był to pokój lokaja pana de Villequier, a drzwi prowadziły na schody służbowe.
Drzwi były zamknięte i żaden z kluczy do nich się nie nadawał.
Wicehrabia de Charny próbował otworzyć je nożem myśliwskim, ale zamek oparł się.
Wtedy król wziąwszy świecę, i wszystkich zostawiając w ciemności, udał się do sypialni, stamtąd tajemnemi schodami do kuźni, a wziąwszy całe kółko rozmaitych haczyków, zszedł na dół.
Nim połączył się z pełną obawy garstką towarzyszy, wybrał już haczyk odpowiedni.
Haczyk uchwycił zamek i za trzecim razem przekręcił, drzwi ustąpiły. Wszyscy odetchnęli.
Ludwik XVI z tryumfem odwrócił się do królowej.
— Cóż Najjaśniejsza Pani? — rzekł.
— Tak, panie — rzekła śmiejąc się królowa — prawda, że dobrze być ślusarzem; ale mówię, że nieźle czasami być i królem.
Strona:PL Dumas - Hrabina Charny.djvu/568
Wygląd
Ta strona została przepisana.