Strona:PL Dumas - Hrabina Charny.djvu/362

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Ten powziąwszy projekt, wszedł do pokoju chorej.
Katarzyna oczekiwała nań niecierpliwie. Z płomienia w oczach, z rumieńca na licach, możnaby rzeczywiście wnosić, że, jak mówiła pani Clement, ma gorączkę.
Zaledwie Pitoux zamknął drzwi od pokoju Katarzyny, gdy dziewczyna, poznając go po chodzie, i wreszcie, czekając nań blisko półtorej godziny, odwróciła się doń i wyciągnęła ręce.
— A! to ty, Ludwiku! — rzekła — jak późno przyszedłeś.
— Nie moja to wina, panno Katarzyno — rzekł Pitoux; — ojciec wasz mnie zatrzymał.
— Ojciec?
— Tak, on... O! musi się on czegoś domyślać. A ja przytem — dodał Pitoux z westchnieniem — nie śpieszyłem się: wiedziałem, że macie wszystko, coście mieć pragnęli.
— Tak, tak... — odrzekła Katarzyna, spuszczając oczy; — tak, dziękuje ci.
I cichym głosem dodała:
— Dobrym jesteś, Ludwiku, i kocham cię bardzo.
— Ty sama dobrą jesteś, panno Katarzyno — odpowiedział Pitoux, prawie płacząc; wiedział bowiem, że cała ta dla niego przyjaźń jest tylko odbiciem miłości dla innego, a w głębi duszy, jakkolwiek skromnym był ten dzielny chłopiec, czuł się upokorzonym przez to, że jest tylko księżycem Izydora.
Dodał też żywo:
— Przyszedłem tu, panno Katarzyno, ponieważ powiedziano mi, że pragniecie czegoś się dowiedzieć...
Katarzyna podniosła rękę do serca: szukała listu Izydora, zapewne, ażeby zaczerpnąć w nim odwagi do wypytywania Pitoux.
— Czyniąc wreszcie wysiłek, spytała:
— Ludwiku, ty, który jesteś uczonym, czy możesz ml powiedzieć, co to jest Sardynja?
Pitoux przywołał wszystkie swe wspomnienia geograficzno.
— Czekajcie-no... zaraz... zaraz... — rzekł — muszę ja to wiedzieć. W liczbie przedmiotów, których ksiądz Fortier miał pretensję nas uczyć, była i geografja. Zaraz... Sardynja...