Strona:PL Dumas - Hrabina Charny.djvu/326

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Rozdzielono pochodnie żołnierzom, tworzącym linię; oświetlono wszystkie okna na placu: sama tylko szubienica pozostawała w tajemnym i strasznym mroku.
Ukazanie się skazanego powitano jednogłośnym krzykiem i ogromnym ruchem, jaki wszczął się wśród pięćdziesięciu tysięcy ludzi, zalegających plac.
Teraz byli już pewni, że się nie wymknął i nie wymknie.
Favras rzucił okiem koło siebie.
I rzekł do siebie z tym uśmiechem ironicznym, który był mu właściwym:
— Ani jednej karety! O! szlachta ma słabą pamięć: grzeczniejszą była dla hrabiego Horna niż dla mnie.
— Bo hrabia Horn był zabójca, a ty jesteś męczennikiem — odpowiedział głos jakiś.
Favras obrócił się i poznał przekupnia, którego już dwa razy spotkał na drodze.
— Bądź zdrów, panie! — rzekł doń Favras; — spodziewam się, że w razie potrzeby świadczyć będziesz za mną.
I krokiem pewnym zszedł po stopniach, idąc ku rusztowaniu.
W chwili, gdy zstępował na pierwszy stopień szubienicy, jakiś głos krzyknął:
— Skacz, margrabio!
Głos poważny i dźwięczny skazanego odpowiedział:
— Obywatele, ja umieram niewinnym; módlcie się za mną!
Na czwartym stopniu zatrzymał się znowu, i tonem równie pewnym i równie wzniosłym jak za pierwszym razem:
— Obywatele! — powtórzył — proszę was o wspomnienie w modlitwach waszych... Umieram niewinny!
Na ósmym stopniu, to jest na tym, z którego miał być zrzucony:
— Obywatele! — zawołał po raz trzeci — umieram niewinny; módlcie się za mną!
— Ależ — powiedział doń jeden z dwóch pomocników kata, idący obok niego — czyż pan nie chcesz być ocalonym?