Strona:PL Dumas - Hrabina Charny.djvu/314

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wietrzu przeszedł, jakby podmuch straszliwy, jakby podmuch zemsty.
Oskarżony nie mylił się co do tego. Spojrzał naokoło: wszystkie twarze lśniły nienawiścią, wszystkie pieści groziły; czułeś, że potrzeba było ofiary temu ludowi, z którego rąk wydarto Augearda i Bezenvala i który codziennie wolał wielkim głosem, ażeby powieszono, przynajmniej in effige, księcia Lambesq.
W pośród tych wszystkich twarzy rozdrażnionych, w pośród tych wszystkich spojrzeń rozognionych, oskarżony poznał spokojną twarz i oko sympatyczne swego nocnego gościa.
Pozdrowił go gestem nieznacznym i dalej odbywał swój przegląd.
— Niech oskarżony gotów będzie do odpowiedzi — wyrzekł przewodniczący.
Favras się skłonił.
— Jestem na wasze rozkazy, panie prezesie — rzekł.
Wtedy rozpoczęło się drugie badanie, któremu oskarżony poddał się z równym spokojem, jak pierwszemu.
Potem nastąpiło przesłuchanie świadków potępiających.
— Favras, który odmówił ucieczki dla uratowania życia, chciał się bronić przez dyskusje: wskazał wiec czternastu świadków na swą obronę.
Po przesłuchaniu wiec świadków potępiających, spodziewał się ujrzeć swoich, gdy naraz przewodniczący wyrzekł:
— Panowie, rozprawy zostają zamknięte.
— Przepraszam — odezwał się Favras, ze swą zwykłą uprzejmością — zapominacie o jednej rzeczy, wprawdzie małoważnej: zapominacie o przesłuchaniu czternastu świadków, powołanych na moje żądanie.
— Sąd — odparł przewodniczący — postanowił, że nie będą przesłuchani.
Coś jakby chmura przeszła po czole oskarżonego, a potem iskra trysła mu z oczu.
— Myślałem, że mnie sądzi Chatelot paryski — rzekł — omyliłem się: sądzi mnie, zdaje się inkwizycja hiszpańska.