Strona:PL Dumas - Hrabina Charny.djvu/276

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
ROZDZIAŁ XLII.
CO KRÓLOWA WIDZIAŁA W KARAFCE, PRZED DWUDZIESTU LATY W ZAMKU TAVERNEY.

Wstając od stołu gry, król skierował się ku grupie młodzieży, której wesołe śmiechy zwróciły jego uwagę wprzód jeszcze, nim wszedł do salonu.
Za jego zbliżeniem, nastąpiło głębokie milczenie.
— I cóż, panowie — zapytał — czyż król jest tak nieszczęśliwym, że smutek wiedzie za sobą?
— Najjaśniejszy Panie.. — wyrzekło zcicha kilku z młodzieży.
— Wesołość była wielka i śmiechy głośne, kiedyśmy tu wchodzili z królową.
— Najjaśniejszy Panie — odezwał się pan Lameth, — szacunek...
— Mój kochany Karolu — odrzekł król — kiedy wychodziłeś z pensji co niedziela i co czwartek, a ja cię sprowadzałem na rekreację do Wersalu, czy wtedy wstrzymywałeś się od śmiechu dlatego, że ja tam byłem? Powiedziałem przed chwilą: „biada królom, przed którymi ludzie śmiać się obawiają!“ Teraz powiadam: „Szczęśliwi królowie, przed którymi ludzie się śmieją“.
— Najjaśniejszy Panie, podjął pan de Castries, — przedmiot, który nas rozweselał nie wyda się może jednym z najkomiczniejszych Waszej królewskiej mości.
— O czemżeście mówili panowie?
— Najjaśniejszy panie, — rzekł Suleau podchodząc, — wydaję winnego w ręce Waszej królewskiej mości.
— Aha! to ty, panie Suleau. Czytałem twój ostatni numer Aktów Apostolskich. Ostrożnie! ostrożnie!