Strona:PL Dumas - Hrabina Charny.djvu/217

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Są chwilę w których pięć luidorów jest fortuną, słyszysz, panie marnotrawco!... Ty tego nie rozumiesz, ty co połknąłeś kupę złota, wyższą od tego domu.
— To dowód mojej siły, Nicolino: jeżelim je połknął, to znaczy, żem je zarobił, a jeżelim zarobił, to mogę zarobić jeszcze; Opatrzność czuwa nad... nad zręcznymi.
— O!... rachuj tylko na to.
— Panno Nicolino, czy ty czasem nie należysz do ateuszów?...
Nicolina wzruszyła ramionami.
— Czy nie należysz do szkoły pana Voltaire’a, który zaprzecza Opatrzności?...
— Jesteś jak but głupi, panie Beausire, — powiedziała Nicolina.
— Wyszłaś z ludu, nie dziwota zatem, że możesz mieć podobne pojęcia. Ale uprzedzam cię, nie popłacają w sferach, do których należę i nie wchodzą w skład moich opinij politycznych.
— Jesteś zuchwalcem, panie de Beausire — oświadczyła Nicolina.
— Ja wierzę, słyszysz, ja mam wiarę; i gdyby mi kto powiedział: „Twój syn Tosio de Beausire, który poszedł kupić sobie cukru owsianego za dwa sous, powróci z kieską pełną złata w ręku“, odpowiedziałbym: „Czemu nie, jeżeli taka wola Boża“.
I Beausire wzniósł seraficznie oczy do nieba.
— Beausire, jesteś osłem!... zawołała Nicolina.
Jeszcze nie dokończyła tych słów, gdy na schodach usłyszano głos Tosia.
— Tato!... mamo!... — wrzeszczał chłopiec.
Beausire i Nicolina słuchali drogiego głosu.
— Tato!... mamo!... — powtarzał malec coraz bardziej się zbliżając.
— Cóż się tam stało?... — zawołała Nicolina otwierając drzwi z troskliwością iście macierzyńską. — Pójdź, moje dziecko, pójdź!...
— Tato!... mamo!... — powtarzał głos wciąż się zbliżający.
— Nie dziwiłbym się — rzekł Beausire, uważając, ze ten głos miał w sobie coś radosnego, — nie dziwiłbym się, gdyby cud się ziścił, i gdyby Tosio znalazł kieskę o której dopiero mówiłem.