Przejdź do zawartości

Strona:PL Dumas - Hrabina Charny.djvu/1155

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
ROZDZIAŁ XXXIV.
CZEGO ANDREA CHCIAŁA OD GILBERTA.

Nazajutrz punkt o ósmej, Gilbert kołatał do drzwi małego pałacyku przy ulicy Coq-Héron.
Wezwany do Andrei, przez kapitana Pitoux, Gilbert mocno zdziwiony, kazał sobie opowiedzieć ze wszelkiemi szczegółami wypadki dnia wczorajszego. Poczem rozmyślał długo.
Rano, na wyjściu, przywołał Anioła Pitoux, poprosił go, aby poszedł po Sebastjana do księdza Beradiera i odprowadził go na ulicę Coq-Héron.
Tam Pitoux czekać miał przy drzwiach na Gilberta.
Stary odźwierny został, jak się zdaje, uprzedzony o wizycie doktora, bo wprowadził go odrazu do salonu, który poprzedzał sypialnię.
Andrea czekała, ubrana cała czarno.
Widocznem było, że ani spała, ani płakała od dnia wczorajszego.
Twarz miała bardzo bladą, oko zupełnie suche.
Nigdy rysy je twarzy, wyrażające zawsze silną, aż do uporu wolę, nie przedstawiały się tak stanowczo.
Gilbert, lekarz-filozof, zrozumiał to na pierwszy rzut oka.
Skłonił się i czekał.
— Kazałam cię prosić, panie Gilbert... przemówiła Andrea.
— I jak pani widzi... odpowiedział doktór, stawiłem się punktualnie na wezwanie.
— Kazałam prosić pana, nie zaś kogo innego, bo chciałam,