Strona:PL Dumas - Hiszpania i Afryka.djvu/568

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

buduje izbę, a jeżeli tym sposobem zastoin okno mieszkającemu po drugiéj stronie ulicy, to się bynajmniej oto nie troszczy.
Najpierwéj uderzył nas widok afiszów ręką wykonanych i do muru przylepionych, każdy bowiem domyśla się iż w Tunis nie ma drukarni. Afisze te donosiły o wieczornem widowisku.
Grano Michała i Krystynę, oraz Zbiega.
Z razu o mało cośmy nie oszaleli ze złości: bo wartoż było jeździć do Tunis, aby tam znaleść teatr Gimnazyum i Opery komicznéj; ale Laporte uspokoił nas prosząc o pobłażanie dla trupy którą protegował!
Widowiskiem dyrygowała pani Saqui, a trupa obowiązana, okazać widzom próbkę naszej literatury, składała się z dzieci. Pojmujesz pani zapewne, że litość nad biednemi dziećmi o sześćset mil od ojczyzny oddalonemi, do łez nas pobudziła. Że widowisko nastąpić miało jeszcze tego samego wieczoru, przyrzekliśmy więc Laportowi iż będziemy na niém obecni, lecz pod warunkiem że pozwoli na pozrywanie wszystkich afiszów, i że wynagrodzimy pani Saqui straty jakie wyrządzilibyśmy tym sposobem w jéj dochodzie.
Przeklęte afisze wielce zachwiały wyobrażeniem naszém o mieście Tunis, bo téż jest to miasto prawdziwie tureckie, które wstrzymało w sobie postępowy ruch islamizmu; religia Mahometa dopełniła swojego dzielą cywilizacji, zdaje się że arabowie do Afryki odparci, już nieprzyjmują nowych żywiołów zewnętrznego istnienia; jakoż stanęli na punkcie w którym życie wewnętrzne ludom nie wystarcza.
Tunis, zamieszkane przez blisko dwakroć pięćdziesiąt tysięcy dusz, że tak powiemy drze się w kawałki, bo domy jego wystawione na działanie czterdziestu pięciu stopni gorąca, w proch się rozsypują, bo je tylko podpierają lecz nie przebudowują.