Strona:PL Dumas - Hiszpania i Afryka.djvu/390

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wną przyjąć go za służącego; lecz cóż począć moja pani, w Maroku tak się rzeczy mają!
Wreszcie był to bardzo zacny człowiek: jeżeli pani kiedykolwiek będziesz w Tangerze, racz proszę, wziąść go do swoich usług, nazywa się El-Arbi-Bernat. Tyle co do nazwiska.
Co do rysopisu: jest jednooki.
Ah! jeszcze jedna szczególna oznaka, gdyby dwie wyżej wymienione nie były dostateczne. Oto, w wolnych chwilach, jest on katem.
Ci panowie nie chcieli bawić u nas do późna. Pan Florat jako reprezentant francuzkiego rządu, mógł kazać otworzyć sobie bramy miasta o każdéj godzinie, lecz wolał nie nadużywać téj możności.
Gdy więc dziewiąta godzina, chciałem powiedzieć, wybiła, a to z przyzwyczajenia, bo zapomniałem że na brzegach Afryki godzina upływa w milczeniu i bez hałasu zapada w przepaść wieczności; gdy więc dziewiąta godzina nadeszła, ci panowie pożegnali nas.
Morze wielce było podobne do owéj przepaści która pochłania godziny, miesiące i lata; niebo było ponure; gdzie niegdzie tylko błyszczały na niem gwiazdy i odbijały się w głębiach Oceanu, którego powierzchnia stała się niewidzialną. Statek nasz wyglądał niby grobowiec Mahometa zawieszony w powietrzu, pomiędzy dwiema nieskończonemi przestrzeniami.
Gdy goście nasi zeszli z drabiny, rzekłbyś że się w otchłań jaką zanurzyli.
Lecz wnet światło latarni rozwidniło barkę i odbiło swoje promienie w wodzie, pokazując nam błyszczące oczy i nagie ramiona marokańskich wioślarzy; potem barka oderwała się od statku, jak jaskółka od dachu i odpłynęła. Czas jakiś przedmioty objęte kołem światła latarni były widzialne; następnie koło to powoli zwężało się, lecz w krótce wyglądało już tylko