Strona:PL Dumas - Hiszpania i Afryka.djvu/388

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

śniadał, niekompletny obiad dopełnił tem co mu ze śniadania pozostało; a każdy jak mógł najlepiéj oddawał honory obiadowi kapitana, który rzeczywiście smaczny, wydał nam się przez porównanie wybornym.
Przy desserze, dało się słyszéć na pomoście wyszłe z ust oficera służbowego kto idzie, i oznajmiono nam przybycie kanclerza francuzkiego konsulatu w Tangerze.
Dodano, że kanclerzowi towarzyszy jeden z naszych przyjaciół, który dowiedziawszy się żeśmy przybyli do przystani, pospiesza uścisnąć nasze dłonie.
Jeden z naszych przyjaciół w Tangerze, czy pojmujesz pani? Tak więc wstępując na brzeg marokański nie mieliśmy ujrzeć marokanina, ani araba, lub żyda, lecz chrześcijanina i do tego przyjaciela.
Gdzieś wspomniałem że mam na Świecie najmniéj trzydzieści tysięcy przyjaciół; widzisz pani że nie przesadziłem, bo trzeba mieć przynajmniéj trzydzieści tysięcy przyjaciół rozsianych po świecie, aby za przybyciem do Tangeru, znaleść jednego zupełnie żywego.
Czekaliśmy z otwartemi usty, z wytężonemi oczyma, w tem wszedł kanclerz konsulatu.
Za nim jaśniała wypogodzona twarz Couturier’a.
Pamiętasz pani Couturier’a naszego gospodarza w Grenadzie,[1] któregośmy zostawili na placu Cuchilleros’ów, na przeciw nieszczęsnego domu Contrairos, skąd wypadł sławny kamień który tylko co niewprowadził dynastyi Dumasów na miejsce dynastyi Muhammedów.

Otóż, był to on, on któregośmy mieli za pożartego, kiedy tymczasem był tylko wygnańcem, a nawet, wyznać należy, wygnańcem dobrowolnym. Pan Duchateau, konsul nasz w Tangerze, znając jego biegłość w daguerrotypowaniu, kazał mu

  1. Obacz listy o Hiszpanii.