Strona:PL Dumas - Hiszpania i Afryka.djvu/117

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Rogi byka utkwiły w baryerę i przygwoździły do deski płaszcz ostatniego chulo, który przeskoczywszy na drugą stronę, na głowę mu go zarzucił.
Byk wyrwał rogi z desek i przez chwilę okryty był różowym płaszczem chulo, nie mogąc się wydobyć z pod płaszcza, który wsiękając krew broczącą kark zwierzęcia, okrywał się szerokiemi szkarłatnemi plamami.
Byk deptał nogami koniec płaszcza, ale środek przytrzymany był rogami. Przez chwilę okręcił się rozjuszony koło siebie, jak gdyby oszalał, potém płaszcz rozleciał się w kawałki, wyjąwszy szmat co pozostał jak banderolla na prawym rogu.
Kiedy mógł już widziéć, obejrzał całą arenę bystrym i ponurym wzrokiem.
Ponad baryerą, pokazywały się wszystkie głowy chulos i banderillos zbiegłych, w pogotowiu skoczyć w cyrk na nowo, skoro byk się oddali.
Na dwóch punktach równoległych, stali Łukasz Blanco i Cuchares, oba spokojni, oba z wytężonym wzrokiem.
Trzéj ludzie wydobywali picadora z pod konia, i probowali postawić go na nogi. Picador chwiał się na grubych nogach opatrzonych żelazem. Blady był jak śmierć, krwawa piana broczyła mu usta.
Z dwóch koni jeden już nie żył, drugi usiłował odepchnąć śmierć wierzgając.