Na końcu wsi Planchet skręcił na lewo, jak mu polecił Aramis, i zatrzymał się pod oknem, w którem się świeciło. Aramis zeskoczył na ziemię i trzykrotnie klasnął w ręce. Natychmiast otworzyło się okno i spuściła się drabinka sznurowa.
— Mój drogi — rzekł Aramis — jeżeli chcesz wejść, będę bardzo rad cię przyjąć.
— A!... — odrzekł d‘Artagnan — więc to tak wchodzi się do ciebie?
— Po dziewiątej wieczorem tak trzeba robić, do licha — rzekł Aramis — reguła klasztorna jest bardzo surowa.
— Przepraszam, mój drogi przyjacielu — podchwycił d‘Artagnan — zdaje mi się, żeś powiedział: do licha!
— Tak sądzisz?... — odrzekł Aramis ze śmiechem — nie wyobrażasz sobie mój drogi, jak w tych lichych klasztorach człowiek ordynarnieje! Ale cóż, nie wchodzisz?
— Idź naprzód, ja pójdę za tobą.
— Jak mówił nieboszczyk kardynał do nieboszczyka króla: „Ażeby pokazać drogę Najjaśniejszemu Panu!“
Aramis wszedł lekko na drabinę i w jednej chwili dostał się do okna. D‘Artagnan wszedł za nim, ale wolniej; znać było, że mniej jest przyzwyczajony do takiej drogi, niż jego przyjaciel.
— Przepraszam — odezwał się Aramis, zauważywszy jego niezgrabność — gdybym wiedział, że mnie spotka przyjemność twoich odwiedzin, kazałbym był przynieść drabinę ogrodnika. Bo dla mnie ta jest zupełnie dobra.
— Proszę pana — wtrącił Planchet, gdy zobaczył d‘Artagnana już na końcu drabiny — to dobre dla pana Ara-
Strona:PL Dumas - Dwadzieścia lat później.djvu/91
Wygląd
Ta strona została przepisana.
ROZDZIAŁ X
OPAT D‘HERBLAY