Strona:PL Dumas - Dwadzieścia lat później.djvu/687

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Grimaud, milczący jak zawsze, wywijał z całych sił wiosłami.
— To ty wiosłujesz?... — zapytał go Athos.
Grimaud skinął, że tak.
— Dlaczego?
— Żeby się rozgrzać.
I rzeczywiście, wszyscy dzwonili zębami z chłodu, a z cichego Grimauda pot się lał kroplisty.
Nagle Mousqueton krzyknął radośnie, podnosząc rękę uzbrojoną w butelkę.\
— O panie!... — rzekł, podając butelkę Porthosowi — jesteśmy ocaleni! barka zaopatrzona w żywność!
Wydostał z pod ławki jednę po drugiej tuzin podobnych butelek, chleb i kawał solonej wołowiny.
To przypadkowe odkrycie powróciło dobry humor wszystkim, wyjąwszy Athosa.
— Mordieu!... — odezwał się Porthos — który, jak wiemy, był głodny już, gdy siadał na okręt; zadziwiającem jest doprawdy, jak wzruszenia działają na żołądek!
Wypróżnił butelkę, zjadł sam trzecią część chleba i tyleż wołowiny.
— A teraz — rzekł Athos — śpijcie, lub starajcie się zasnąć; ja będę czuwać.
Po chwili ufni w baczność sternika, ułożyli się jak który mógł próbując korzystać z rady udzielonej przez Athosa, który siedząc u steru z oczami utkwionemi w niebo, szukał nietylko drogi do Francji... W samotności szukał Boga tam wysoko, a tu na ziemi otaczał opieką przyjaciół. Zamyślony a jednak przytomny, kierował barką tam, gdzie iść powinna. Po kilku godzinach pokrzepiającego snu, Athos zbudził towarzyszy.
Pierwsze blaski dnia srebrzyły modrą toń wody, a o jakie dziesięć strzałów widniał w dali punkt czarny, nad którym powiewał żagiel trójkątny, wąski, a długi jak skrzydło jaskółcze.
— Łódź!... — zawołali trzej przyjaciele jednocześnie, podczas gdy służący wyrażali radość swą na różne tony.
Był to statek z Dunkierki, wiozący żywność do Boulogne.
W kwadrans potem łódź odczepiona od, statku — ciągnęła za sobą szalupę z rozbitkami; dostali się nareszcie na pokład małego okrętu.