Strona:PL Dumas - Dwadzieścia lat później.djvu/683

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

W piersiach trupa zagłębiony był sztylet, którego złocona klinga pobłyskiwała.
— Mondaunt!... Mordaunt!... Mordaunt!... — wołali trzej przyjaciele: To jest Mordaunt!...
— Gdzie Athos?... — rzekł d‘Artagnan.
Nagle barka przechyliła się na lewo, pod jakimś ciężarem niespodzianym, a Grimaud zawył z radości.
Wszyscy się obrócili i ujrzeli Athosa, bladego, z okiem zagasłem i ręką drgającą, opartego na burcie dla wytchnienia.
— Czy przynajmniej nie jesteś ranny?... — zapytał d‘Artagnan.
— Nie — odrzekł Athos — a on?...
— O!... on, dzięki Bogu, tym razem zginął na dobre. Zobacz tylko!
I d‘Artagnan pokazał ciało Mordaunta unoszone falą, zdawało się, że nawet po śmierci Mordaunt przeszywa czterech przyjaciół spojrzeniem nienawiści. Nareszcie poszedł na dno morza.
Athos patrzył za nim ze smutkiem i politowaniem.
— Brawo!... Athos!... — zawoła? Aramis, z rządkiem u niego uniesieniem.
— Pyszny cios!... — krzyknął Porthos.
— Mam syna — rzekł Athos — pragnąłem żyć jeszcze. To nie ja go zabiłem — to przeznaczenie.