Strona:PL Dumas - Dwadzieścia lat później.djvu/592

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Pułkowniku, pułkowniku!... — zawołał Mordaunt — każ otoczyć ten pokój, jesteś zdradzony, ci czterej francuzi uciekli z Newcastle i chcą niewątpliwie porwać króla. Niechaj ich aresztują.
— O!.. mój młodzieńcze — rzekł d‘Artagnan, wyciągając szpadę — łatwiej to wydać taki rozkaz, niż go wykonać. Poczem opisując szpadą straszliwy młynek:
— Za mną!... przyjaciele — zawołał — za mną!... — i rzucił się ku drzwiom, przewrócił dwóch pilnujących żołnierzy, zanim ci zdołali nabić muszkiety; za nim podążyli Athos i Aramis, Porthos stanowił straż tylną, a żołnierze, oficerowie i pułkownik jeszcze się nie opatrzyil gdy wszyscy czterej byli już na ulicy.
— Ognia!... — wrzasnął Mordaunt — ognia do nich!...
Dwa czy trzy strzały z muszkietów padły rzeczywiście, ale taki tylko odniosły skutek, że pokazały, jak zbiegowie zdrowi i cali znikali na rogu ulicy. Konie znajdowały się w umówionem miejscu, lokaje czekali, a panowie ich za chwilę znaleźli się na siodłach z lekkością wytrawnych jeźdźców.
— Naprzód!... — rzekł d’Artagnan — galopem!...
Minąwszy o jakie pięćdziesiąt kroków dom ostatni, d‘Artagnan zatrzymał się, wołając:
— Stój!... Z pewnością będą nas ścigać: Niech więc wyjadą sobie z miasta i niech pędzą za nami po drodze do Szkocji; my zaś, gdy już mas miną, udamy się w stronę przeciwną.
O kilka kroków od miejsca, gdzie się zatrzymali, wznosił się most niewielki, lecz wysoko rzucony nad rzecz!ką, przecinającą drogę. D‘Artagnan sprowadził konia pod arkadę owego mostu, trzej przyjaciele poszli za jego przykładem. Nie upłynęło nawet dziesięciu minut, gdy usłyszeli zbliżający się szybko odgłos kopyt końskich. Oddział kawalerji pędził galopem, a po pięciu minutach przebiegł nad ich głowami nie domyślając się, że ci, których szukano, znajdują się tuż, ukryci pod sklepieniem mostu.