Strona:PL Dumas - Dwadzieścia lat później.djvu/505

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Ty swoją rangę, a ja mój tytuł.
— Tak, dalibóg... mógłbym się założyć prawie. Zresztą, jeżeli pamiętać nie będą, to ja już im przypomnę.
— Słychać głos królowej — rzekł Porthos — zdaje mi się, że chciałaby jechać konno.
— O! onaby chciała, ale...
— Ale co?
— Ale kardynał nie chce. Panowie — mówił dalej d‘Artagnan, zwracając się do dwóch muszkieterów — towarzyszcie karecie królowej i nie odjeżdżajcie od drzwiczek. My przygotujemy kwatery.
I d‘Artagnan popędził do Saint-Germain wraz z Porthosem.
— Jedźmy, panowie — rzekła królowa.
I kareta królewska ruszyła w drogę, za nią podążyły inne i przeszło pięćdziesięciu jeźdźców. Do Saint-Germain przyjechano bez wypadku. Zstępując na stopień karety, królowa zastała księcia pana, stojącego z odkrytą głową i oczekującego, ażeby jej podać rękę.
— Co za przebudzenie będzie dla Paryżan! — rzekła Anna Austrjacka wesoło.
— To wojna — odrzekł książę.
— A!... niech... będzie wojna. Czyż nie mamy ze sobą zwycięzcy z pod Rockroy, Nordlingen i Lens.
Książę się skłonił na znak podziękowania. Była godzina trzecia zrana. Królowa pierwsza weszła do zamku, za nią wszyscy podążyli, a przeszło dwieście osób towarzyszyło jej w ucieczce.
— Panowie — rzekła królowa zamieszkajcie w zamku, jest on obszerny i miejsca dla was nie zbraknie, ponieważ jednak nie spodziewano się, abyśmy się tu dostali, uprzedzono mnie właśnie, że są tylko trzy łóżka: jedno dla króla, jedno dla mnie...
— I jedno dla Mazariniego — rzekł po cichu książę pan.
— To ja spać mam na podłodze? — odezwał się Gaston Orleański z uśmiechem, bardzo niespokojnym.
— Nie, Wasza wysokość — rzekł Mazarini — gdyż trzecie łóżko jest przeznaczone dla Waszej Królewskiej Mości.