Strona:PL Dumas - Dwadzieścia lat później.djvu/365

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

nie jego wody, a ponieważ łzy zapływały mu jeszcze oczy i przyćmiewały wzrok, osuszył je dłonią pośpiesznie.
Bernouin powrócił z panem Comminges, który był na służbie.
— Mansiniorze, — rzekł Comminges — gdy przeprowadzałem młodzieńca, o którego Wasza Eminencja zapytuje, zbliżył się do oszklonych drzwi galerji i przypatrywał się czemuś zdziwiony, niezawodnie obrazowi Rafaela nawprost nich umieszczonemu; potem zadumał się chwilę, i zeszedł na dół. Zdaje mi się, iż go widziałem, jak wsiadał, na siwego konia, i wyjeżdżał z pałacowego dziedzińca; lecz czy Wasza Eminencja nie pójdzie do królowej?
— Po co?
— Pan de Gurtaiut, mój wuj — mówił mi właśnie, że Jej, wysokość odebrała wiadomość z armji.
— To dobrze, idę... idę.
Mordaunt zachował się tak, jak powiedział pan Comminges. Przechodząc galerją, równoległą do wielkiej galerji oszklonej, zobaczył Wintera, oczekującego tam na królową, prowadzącą układy z kardynałem.
Na ten widok — młodzieniec stanął, jak wryty, bynajmniej nie w uwielbieniu przed obrazem Rafaela; wytrzeszczył oczy, dreszcz przebiegł mu po ciele, zdawało się, że, chce przebyć zaporę szklaną, dzielącą go od wroga, i gdyby Comminges widział był wyraz nienawiści w oczach młodzieńca, zwróconych na Wintera, nie miałby wątpliwości najmniejszej, iż tenże zobaczył w angliku śmiertelnego nieprzyjaciela.
Wstrzymał się jednak, aby się namyślić zapewne, bo, zamiast pójść za pierwszym popędem, który skłaniał go, do rzucenia się na Wintera, zszedł powoli ze schodów, z głową schyloną opuścił pałac, wskoczył na siodło, przystanął za rogiem ulicy Richelieugo, i z wzrokiem utkwionym, w sztachety, czekał na ukazanie się na dziedzińcu karety królowej.
Niedługo to trwało, bo bytność królowej u Mazariniego kwadrans czasu zaledwie zabrała; lecz czas ten wiekiem był dla oczekującego; nareszcie ciężka machina, karetą wówczas zwana, z hukiem z za krat się wytoczyła, obok niej Winter na koniu, pochylony do drzwiczek, rozbawiał z Jej wysokością.
Konie szły truchtem i zawróciły drogą do Luwru, gdzie