Strona:PL Dumas - Dwadzieścia lat później.djvu/298

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Raul jednocześnie schwycił młodzieńca za rękę i położył ją na grzywie, której ten uczepił się z zaciekłością tonącego. Wtedy Raul, pewny już, że jeździec nie popuści jej, zajął się tylko koniem i skierował go ku przeciwnemu brzegowi, pomagając mu do przerzynania nurtów i dodając mu dwagi. Naraz zwierzę natrafiło na podwodną ławę piaszczystą i stanęło na tej mieliźnie.
— Ocalany!... — zawołał siwowłosy mężczyzna, stając również na tym piasku.
— Ocalony!... — wyszeptał machinalnie szlachcic, puszczając grzywę i zsuwając się z siodła w ramiona Raula.
Raul był już tylko o dziesięć kroków od brzegu, zaniósł zemdlonego szlachcica, położył go ma murawie, rozwiązał mu sznurki u kołnierza i odpiął guziki surduta. Za chwilę i siwowłosy mężczyzna był już przy nim. Olivan też wydostał się na brzeg, nażegnawszy się coniemiara, a ludzie na promie, o ile mogli, dobijali wiosłem do lądu.
Powoli — dzięki staraniom Raula i towarzyszącego młodemu jeźdźcowi mężczyzny — życie wróciło na blade policzki prawie obumarłego. Otworzył on oczy z początku błędne, wkrótce jednak wlepił je w tego, który go ocalił.
— O panie — zawołał — pana szukałem oczyma! gdyby nie pan, byłbym z pewnością już umarł.
— Ale zostałeś pan, jak widzisz, wskrzeszony — rzekł Raul — a dla nas wszystkich skończyło się tylko na kąpieli.
— A! i ty tutaj jesteś, poczciwy Arminges! napędziłem ci wielkiego strachu, nieprawdaż? ale twoja to wina, ty byłeś moim nauczycielem, dlaczego więc nie nauczyłeś mnie lepiej pływać?
— O! panie hrabio — rzekł starzec — gdyby ci się było przytrafiło nieszczęście, nigdy nie śmiałbym stanąć przed marszałkiem.
— Ale jak się to wydarzyło?... — zapytał Raul.
— O!... panie w sposób najprostszy — odpowiedział ten, którego tytułowano hrabią. — Byliśmy prawie na połowie rzeki, kiedy u promu przerwał się sznur. Na odgłos krzyków i poruszenia obsługi promu — koń mój przestraszył się i wskoczył do wody. Pływam bardzo źle i nie miałem odwagi rzucić się do rzeki. Zamiast pomagać koniowi, paraliżowałem jego ruchy i byłbym się napewno