Strona:PL Dumas - Dwadzieścia lat później.djvu/274

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Przywiozłem mego doktora — podchwycił — pozwól mu tu wejść.
— I owszem!... — odrzekł Broussel.
Książę skinął na swego lokaja, który wprowadził czarno ubranego mężczyznę.
— Miałem tę samą myśl, co książę — odezwał się koadjutor.
Dwaj lekarze spojrzeli po sobie.
— A to pan, panie koadjutorze?... — rzekł książę. — Przyjaciele ludu spotykają się z sobą na właściwym gruncie.
— Wieść ta mnie przestraszyła i nadbiegłem; ale zdaje mi się, że teraz najpilniejszą jest rzeczą zbadanie naszego dzielnego radcy przez lekarzy.
— Przy panach? — odezwał się Broussel, całkiem onieśmielony.
— Dlaczego nie, mój drogi?... Przysięgam ci, że pragniemy się jaknajprędzej dowiedzieć, co ci jest.
— O!... mój Boże!... — odezwała się pani Brousseil — cóż to za nowy zgiełk?...
— Jakby oklaski — podchwycił Blancmesnil, podbiegając od okna.
— Jakto?... — zawołał Broussel, blednąc — cóż tam jeszcze?...
— Liberja księcia de Conti?... — zawołał Blancmesnil — i sam książę de Conti.
Koadjutor i pan de Longueville mieli wielką ochotę parsknąć śmiechem.
Lekarze chcieli już podnieść kołdrę Broussela, lecz ten ich zatrzymał.
W tejże chwili wszedł książę de Conti.
— A!... panowie — wyrzekł, zobaczywszy koadjutora — wyprzedziliście mnie; ale nie miej mi tego za złe, kochany panie Broussel; kiedy się dowiedziałem o wypadku, jaki cię spotkał, pomyślałem, że może ci brak doktora, i wstąpiłem po swego. Jakże się miewasz?... o jakiem to morderstwie mówią?...
Broussel chciał mówić, ale słów mu zbrakło; przygniótł go zupełnie ciężar doznawanych zaszczytów.
— I cóż, kochany doktorze, zobacz — rzekł książę, do towarzyszącego mu czarno ubranego mężczyzny.